poniedziałek, 29 kwietnia 2013

PECHOWA TRZYNASTKA

 Plan mam taki: 3 do 4 razy w tygodniu dystansy ok 8 km z treningiem interwałowym, a w niedziele dzień święty robię dłuższe wybieganie. I tak wczoraj pokonałam 13 km  (z zakładanych 14). Pokonałam to złe stwierdzenie, to raczej ten dystans pokonał mnie;(




Jak widać na załączonym wyżej podsumowaniu mojego wczorajszego 'biegu', procesja emerytów w Boże Ciało popierdziela szybciej...
Tempo wcale nie było najgorszym problemem. Gdzieś do piątego kilometra walczyłam z tym cholernym ciągnącym, męczącym bólem w dole brzucha zafundowanym przez kolkę. Około 8 km zaczęło mi się chcieć płakać z bliżej nieznanych mi powodów, a gdzieś od 9 czy 10 km zaczęły mnie tak nogi boleć, że dowleczenie się do domu jawiło mi się misją niewykonalną.
Koniec końców, dotarłam cała blada i nie dumna do domu, przemarznięta i z sygnałami ze strony organizmu, iż to już me ostatnie chwile na tym ludzkim padole.
Resztką sił wzięłam prysznic, i padłam nieprzytomna do łóżka gdzie spałam snem sprawiedliwego ze 2 godziny.
I taki to ze mnie biegacz długodystansowy, jak z koziej dupy trąbka.
Mimo, że dzisiaj czuje się dobrze, nie mam specjalnie zakwasów, ani zmęczona wybitnie się nie czuje, to jednak psychicznie rana została. Jakoś ciężko zabić niesmak po wczorajszym dramacie. Bieganie przecież miało by przyjemne, miały uwalniać się endorfiny, i takie tam historie.
Może jednak ja się do tego biegania nie nadaje;(



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz